13 czerwca 2013

Prolog


01.06.2013r (czwartek)   
     Trzy miesiące. Minęły trzy miesiące od tego okropnego dnia. Trzy miesiące a ja wciąż czuję się tak jakby to stało się dopiero pięć minut temu. Wciąż czuję jego łapska na swoim ciele i ten śmierdzący alkoholem i papierosami oddech. Wciąż słyszę te okropne słowa, które kieruje w moją stronę. Obrzydliwe...trzy miesiące.     
     Dziś pierwszy raz od trzech miesięcy zaglądam tu. Właśnie dziś czuję, że jestem wstanie o tym napisać i wiem, że Ty nikomu nic o tym nie powiesz. Że zachowasz to tylko dla siebie. Jesteś moim najlepszym i najwierniejszym przyjacielem. Milczącym i zaufanym przyjacielem. Tobie mogę to powiedzieć. Mogę Ci napisać co ten potwór mi zrobił. Zgwałcił Mnie. W moim własnym domu, w moim własnym pokoju pod opieką mojego brata. W dniu jego dziewiętnastych urodzin. Harry O'Conell. Najlepszy przyjaciel mojego brata Justina. Zgwałcił mnie. Odebrał mi godność, zbrukał potraktował jak szmatę odebrał...odebrał mi sporą część jeśli nie całą moją normalność. Od trzech miesięcy ograniczam się tylko do wyjść do szkoły nigdzie indziej. Odcięłam się od znajomych. Odcięłam się od Amber. Od mojej najlepszej przyjaciółki. Ale co się dziwić? Odcięłam się od rodziców, od Justina. Od mojego brata. Od osoby, która była...jest najważniejsza w życiu ważniejsza niż rodzice.     
     Mam dopiero piętnaście lat a już spieprzone życie. Już nigdy nie będę tą samą Veronic, którą jeszcze byłam trzy miesiące temu. Kiedyś była wiecznie uśmiechniętą optymistką. Dziś jestem zamkniętą w sobie piętnastolatką, której cały świat legł w gruzach przez jedno wydarzenie. Przez jedną imprezę. Przez jednego człowieka. Czuję się tak brudna. Czuję się jak najtańsza dziwka stojąca przy wylotówce. Nie mam do siebie szacunku. Zastanawiam się co zrobiłam źle. Czy zachowywałam się niewłaściwie? Czy dałam mu powód do tego by myślał, że ja chcę...     
     Gdzieś zrobiłam błąd, w którymś momencie musiałam mu dać jakiś znak, którego nie zauważyłam. Musiałam...
  
     -Veronic kolacja! – blondynka zamknęła zielony zeszyt z twardą okładką i schowała pod poduszkę wstając i podchodząc do drzwi przekręcając klucz w drzwiach. Nie miała ochoty jeść a jeszcze bardziej nie miała ochoty wytrzymywać wzroku rodziców i brata pełnych bezradności. Nie chciała też wysłuchiwać tych samych powtarzających się od trzech miesięcy pytań.
     Nie chciała.
     Usiadła w rogu łóżka pod ścianą i podwinęła nogi pod brodę i objęła je rękoma bujając się w przód i w tył. Usłyszała odgłosy kroków na schodach a potem w holu by po chwili usłyszeć jak ktoś a dokładnie jej brat naciska klamkę, ale drzwi pod jego naporem nie otworzyły się.
    Tak jest od trzech miesięcy. Ciągle ten sam schemat. Wstaje rano bierze prysznic, ubiera się wychodzi do szkoły wraz z bratem i przez całą drogę nie odzywają się do siebie, wraca do domu je obiad, zamyka się w pokoju i siedzi tam już do dnia następnego. I nie reaguje na prośby by wyszła i zjadła kolację. Nie reaguje na nic.
    -Veronic... - słyszy cichy lecz nie aż tak cichy by nie usłyszeć głos brata – Proszę Cię otwórz. Powiedz mi co się dzieje Shawty. No co? - jak zwykle nie odpowiada tylko jeszcze bardziej o ile się da obejmuje rękoma nogi i pozwala łzą wypłynąć z oczu. Tak bardzo chciałaby móc powiedzieć, ale tak bardzo się bała. Bała się, reakcji rodziców, ale najbardziej bała się reakcji Justina. W końcu on jest jego najlepszym przyjacielem. Jedynym przyjacielem. Justin ma mnóstwo znajomych, ale przyjaciela tylko jednego i jest nim właśnie Harry O'Conell. Ten sam Harry, który tak bardzo ją skrzywdził. Który odebrał jej niewinność, którą miała.
    Usłyszała jak jej brat odchodzi od drzwi. Zawsze tak było. I raczej nie zapowiada się na zmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz